piątek, 27 lipca 2012

Lato w pełni...

a ja co....a ja nic....tylko w pracy siedzę....tzn nie siedzę na tyłku i nic nie robię tylko mam pełno dyżurów...na własne życzenie ,więc nie powinnam narzekać.
Miesiące letnie są okazją do wzięcia dodatkowych dyżurów ,bo zawsze ktoś wypadnie.

Karolinka z Jankiem nadal szaleją u babci.Jak ja dziękuję Bogu za taką instytucję jaką są dziadkowie, ja niestety czegoś takiego nie zaznałam..(
Zawsze chciałam mieć ,gdzie jeździć na wakacje,.... tak na wieś do babci....no niestety tylko ciotki pozostały...Mimo wszystko dzieciństwo wspominam bardzo sympatycznie....

Dawno mnie tu nie było ,więc nie wiecie co z rączką moją nieszczęsną...
Badania wykazały że ZCN toto nie jest....
Jeśli nie to, to co,..  oto jest pytanie...
Magik stwierdził , że przewlekłe zapalenie ścięgien mam i podał mi blokadę. Bolało jak jasna cholewa..tzn zastrzyk w nadgarstek bolał....nie mówiąc już o samym rozchodzeniu się lekarstwa....
I sobie zażyłam 200 Ketonalu i na rauszu chodziłam...a co tam....Tramalu brać nie mogę bo bym odpłynęła i bradykardii dostała, więc dyżurny Ketonalik w ruch poszedł....

Teraz znaczna poprawa jest, chociaż nadal boli, wiadomo że mój niepokój w ''ręcach'' nie daje mi spokoju...i robię, zakładam ortezkę i dłubię na sztywno .....

 Dostałam zamówienie na ''małe formy''...miałam zrobić coś, co będzie prezentem gdzieś za granicą...
i tu przypomniało mi się, że kiedyś Truskaweczka robiła akcję przywoływania wiosny wspaniałymi kwiatami na szydełku...
Oczywiście, że się odwzorowałam wzorem z jej bloga, który często odwiedzam i podziwiam jej talent...))

i tak powstały te malizny...


wykorzystałam na nie  bawełnę Catania  Schachenmayr...
miałam jeszcze resztówkę z kiedyś popełnionej robótki ,więc było jak znalazł...


myślę że stopniowanie kolorów dało fajny efekt końcowy..



nowa właścicielka jest bardzo zadowolona, bo i cena przystępna i świetny pomysł na prezent....
u mnie zawsze pojawia się problem  z wyceną.....
miotałam się wręcz ile za to zainkasować....
włóczki już nie liczyłam bo z końcówek moich była....
5 zeta za sztukę poszło więc komplecik 30 zeta....

Siostra moja twierdzi że się nie cenię....ale jak mogę zedrzeć z kogoś z kim pracuję...
czyli promocja była.....



w między czasie robię ufka.....
Ufek też pojedzie bardzo daleko...tylko jeszcze musi być kompletny...bo jeszcze trzeba odnóża mu doszyć...


ten po lewo to właściwy..... drugi ma na razie korpus....
bo jak robić to hurtem..... ha ha ha....
specjalnie zdjęcie niewiele mówiące....
bo efekt końcowy ma być.....zaskakujący...))


oko....



trochę krzywe ust korale.....


bo to ufek ma być czarowny....
a tu z innej beczki...


Ostatnio naszło mnie na owsiankę....tylko w innej formie...
Przeszukałam cały necik w poszukiwaniu nie konwencjonalnych ciastek owsianych....było ich co nie miara....
Nie byłabym sobą, gdybym czegoś w tych przepisach nie zmieniła. I tak z kilku przepisów wyszło toto...bardzo pyszne, zdrowe...bo i z marchewką i płatkami i wszystkim co miałam....
i nawet miśkowi smakowało...a to duży plus....



                                                     ....na tym kończę ten mój wpisik...
                                                            pozdrawiam cieplutko...

sobota, 7 lipca 2012

Upał...

mnie wykańcza.....
Karola nadal chora,kaszel, katar, dobrze że temperatura już ok.
Jutro jadę do stolicy, przecież popracować trzeba, mąż też się stęsknił i Imcia   :0

Będąc u mamy jak zwykle szaleję z aparatem....
ku mojemu szczęściu pojawił się Paź Królowej....
cudny taki....




w tym roku jakoś mało tych stworzeń lata...


dzieciaki szaleją , bardzo się cieszę że są u babci obydwoje....


gry uliczne.... 
bardziej chodnikowe....




Rączka nadal boląca i nadal nie mogę sięgnąć po swoje ulubione druciki i szydełko.
Małe formy, czyli łańcuszek do korali robię ''na sztywno'', jest to mniej inwazyjne niż serweta czy sweterek....
Popełniłam następne jagódki, tym razem dla siebie.
Moje mają więcej koralików, mamy są dłuższe.

Zrobiłam też nowe korale dla koleżanki...




pozdrawiam...



środa, 4 lipca 2012

Znów jestem

u mamy....
Zostawiłam Karolinę na wakacje u babci....w sobotę.....a dziś ponownie przyjechałam do mamy.....
Nie, żebym była nadgorliwą matką, ale moje dziecię się rozchorowało i do lekarza poszło....
Dziecko moje jak chore, tak upierdliwe jak nie wiem co, więc chcąc oszczędzić babci złych emocji, przyjechałam doglądnąć rekonwalescentki..
syropy działają ,więc dziewczę w oczach zdrowieje....prawie...na dwór wyjść musi bo tylko przykucie łańcuchem do kaloryfera by ją powstrzymało. I tak szaleje dziecina.....




gdy dzieciaki szaleją
babcia kwiatki sadzi...

i tu zaczyna się relacja co w trawie piszczy...
powinno brzmieć co zakwitło....


i znów seria z cyklu....
kwiaty...


moje ulubione kale.....
tuż po deszczu zdjęcie dziś zrobiłam....


męczennica następne kwiaty rozwija....




na jednym
i motylek i bączek...
wszak to owady...



pieprzownica...




z pola robótkowego nadal nic....
pozdrawiam cieplutko....