piątek, 19 czerwca 2015

Gąbin

to moje miasto rodzinne. Wiedzą moi znajomi, że spędzam tu każdą wolną chwilę, no prawie każdą... :)
6 dni wolnego obligowało do przyjazdu do rodziców. Szefu dotleniony, Karola wybiegana, ja mam luzik, czyli to jest to co lubię.
Jak zwykle nie próżnuję, robię różne z potrzeby chwili rzeczy.
W necie królują frywolitkowe bransoletki, nie byłabym sobą gdybym i ja takiej nie wykonała. Dokładnie nie wiem kto jest autorem wzoru, przedstawiam wam swoją wersję rzeczonej bransoletki.




oprócz tych dwóch mam na swoim koncie 5 w różnych kolorach, jednak nie mam możliwości zaprezentowania ich, gdyż poszły do nowych włascicieli ;)



dawno nie robiłam koralikowych i ukośników i prostych...
tak na szybko powstały 3 nowe.
Nie wiem dlaczego ale te robione prosto wyszły trochę faliste, To że sztywne to normalne ale żeby się faowały ..?

dopiero po moich wyginaniach jakoś tak powróciły w pożądany wygląd.


Tradycyjnie gąbińskie mamine kwiaty...
 i nietylko...






Duduś, pies który myśłi że jest malutkim zwierzątkiem a waży coś ok 25 kg.


i szefosław łobuzujący wczoraj u koleżanki....




tym optymistycznym akcentem kończę ten krótki wpis...
idę lenić się dalej ...
na spacer z dzieciarnią szukać skrzypu polnego bo mam zamiar macerat do mydła robić,,
pozdrawiam.



sobota, 6 czerwca 2015

3 część wycieczki...

Zamek Grodno....
Tyle czasu minęło , człowiek zapomniał że już wypoczął, i w nowy kierat się wpakował ;)
na horyzoncie następne kilka dni wolnego, więc pojedziemy do mamuni akumulatory ładować, oczywiście nie wszyscy , ktoś musi pracować....

to teraz przejdę do tematu, dzięki uprzejmości kolegi P. pojechaliśmy do Zagórza, zwiedzać zamek....
oczywiście psy z nami pojechały...bo wycieczka bez psów to nie wycieczka...

było miło, pogodnie,a i z niespodziankę bo odwiedziłam jeszcze malutką część rodziny zamieszkałą w Mieroszowie ....reszty nie zdążyłam odwiedzić bo czasobrak był okrutny...następnym razem myślę że na dłużej będziemy.

w drodze...




nie korzystaliśmy z usług przewodnika, woleliśmy indywidualną wędrówkę..
w domu poczytałam o tym miejscu..









w miejscu tym stosowano całkiem wymyślne tortuty....
a może tak dziewicę....


lub łamanie kołem...



krzesełko przed tv....



a tak na poważnie ciężkie musiały być to czasy...aż mnie ciary przechodzą co z tymi nieszczęśnikami tutaj robiono...


                                     







mój mały przeglądzik wypadu dobiegł końca...
skrót taki...
pozdrawiam serdecznie...